wtorek, 15 września 2020

Kolejny obiekt urbexowy na liście nieistniejących - stara szkoła podstawowa w Błażowej



Do szkoły tej mam/miałam pewien sentyment. Był to dla mnie jeden z pierwszych obiektów urbexowych. Stosunkowo bliskie położenie od domu i łatwa dostępność sprawiły, że szkoła ta była miejscem w którym stawiałam swoje pierwsze kroki. Dość niepewne, gdyż już wówczas, blisko 10 lat temu podłoga była mocno przegnita, a strop wisiał siłą woli. Jednak wracałam tam, choćby spojrzeć jak postępuje upadek tego obiektu i tylko chodziła mi po głowie myśl - nastąpi to samo, czy ktoś temu pomoże. Jak się też dziś okazało, działanie właściciela posiadłości było celowe. Niewątpliwie obiekt już od lat stwarzał realne zagrożenie szczególnie dla dzieciaków, które z łatwością mogły tam wejść i zrobić sobie kuku, tym bardziej, że nowy budynek znajduje się po drugiej stronie drogi. Jak też stwierdził zapytany dziś mieszaniec - to cud, że nic się tam nikomu nie stało. Mimo wszystko jakiś smutek w głosie był zauważalny, szczególnie przy wspomnieniach o tym, gdy w latach 60 uczęszczał tam do szkoły podstawowej. Czy była jakaś szansa na ratunek tego obiektu? Nie sądzę...



Informacji o tym obiekcie praktycznie nie ma. Wiadomo, że budynek jako szkoła podstawowa powstał w 1907 roku, następnie mieścił się tam dom nauczyciela oraz internat liceum ogólnokształcącego. Kiedy to we wrześniu 1968 roku oddano do użytku nowy budynek szkoły podstawowej - ten stracił na znaczeniu. Rok później zaczęto budowę liceum, więc mając nowe obiekty nikomu w głowie nie było ratować stary, niszczejący budynek. Wiadomo wspomnienia uczniów, przywiązanie do obiektu, który zawsze stał i był też charakterystycznym miejscem Błażowej, to coś co na zawsze pozostanie, jednakże na chwilę obecną w miejscu tym możemy zobaczyć pusty plac i ogromną przestrzeń - pytanie na jak długo. Smutne jest to, że mimo wielu głosów by coś z tym obiektem zrobić nikt nie podjął w porę jakiegoś działania, a nawet jeśli nie ratowanie samego obiektu to pamięci o nim. Odnoszę wrażenie, że typowym zjawiskiem w Polsce jest to, że wraz w wyburzeniem pomnika/budynku wymazuje się pamięć o nim, o historii o kupie lat ludzkich wspomnień - tych dobrych i tych złych. Nie wierzę, że w czasie wojny budynek ten nie spełniał jakiejś istotnej roli, że nie wydarzyło się nic, dzięki czemu zasłużyłby na kilkuzdaniowy wpis opatrzony sensownym zdjęciem. Sama nie jestem lepsza, mimo wielu wizyt w tym miejscu, nie mam praktycznie nic, gdyż trwałam w głupim przekonaniu, że co jak co, ale ten SZYBKO nie zniknie, zdążę - no to zdążyłam...


Poniżej link do galerii z zaledwie kilkoma zdjęciami zrobionymi przeszło 6 lat temu.
GALERIA ZDJĘĆ

Mimo wszystko uważam, że w szkole tej dostałam kilka dobrych lekcji, które pozostaną ze mną na zawsze, szczególnie o niezwiedzaniu takich miejsc w pojedynkę i dużej uwadze na to, na czym się staje (mówimy o kupie lat wstecz, kiedy to pojęcie urbexu nie istniało, a o jakimś kodeksie nikt nie słyszał ) ;) niemniej brakować tego sypiącego się budynku będzie mi bardzo, nawet jak już straszył, to do ostatniej chwili sprawiał, że przejeżdżając koło niego czułam się jak u siebie, bo to taka trochę też moja szkoła.


czwartek, 30 kwietnia 2020

Sałatka z chwastów na bogato

Dawno nic o chwastach tu nie było. A więc w dobie kryzysu myślę, że warto zapodać pewną propozycję, która jest niezwykle sycąca i do tego nie trująca. Przeżyłam, więc wrzucam dla Was przepis!

Obraz może zawierać: roślina i jedzenie


 A więc potrzebujemy: duuużo chwastów! No dobra, nie tak dużo, bo tutaj jeszcze muszę raz jeszcze podkreślić, że jest to bardzo sycące i raczej w ocenie ilości tego ile zjemy warto wziąć mniej, bo ciężko jest zjeść więcej i to nie to, że nie dobre czy coś, tylko się nie da ;) A jak się da, to też jednak raczej większość osób nie jest przyzwyczajona do spożywania tego rodzaju wynalazków, więc po prostu trawienie chwile potrwa. Jednak bez obaw! Nie zaszkodzi, a dużo fajnych składników dla organizmu możemy dostarczyć.

Składniki:
- mniszek lekarski (młode liście i kwiaty),
- podagrycznik,
- młode liście brzozy,
- młode liście malin,
- bluszczyk kurdybanek,
- krwawnik,
- czosnek niedźwiedzi,
- kwiaty fiołków leśnych,
- kwiaty stokrotki,
- szczawik zajęczy,

Jeśli chodzi o chwasty istotne jest aby były to liście młode, świeże, zbierane z dala od dróg i miejsc, gdzie mogły mieć kontakt z jakimś opryskiem. Liście mniszka wybieramy z roślin niekwitnących, możliwie jak najdelikatniejsze, ponieważ im większe i starsze, tym będą bardziej gorzkie, no chyba, że ktoś lubi. Podagrycznik i maliny również wyłącznie młode liście. Bluszczyk kurdybanek wybierałabym z miejsc zacienionych i lekko wilgotnych szczególnie do sałatek. Smak tych rosnących w pełnym słońcu mimo pięknych fioletowych kwiatów jest dość ostry i wręcz przytłacza całą resztę składników. Ponadto watro oberwać same listki i kwiaty z badylka, co jest dość proste, bo pęd jest dość drętwy. W przypadku krwawnika wybieramy możliwie najmłodsze listki, a czosnek niedźwiedzi wiadomo, zbieramy przed jego kwitnieniem. Nie jest on jednak elementem niezbędnym - jak i wszystkie składniki, dlatego możemy dowolnie je mieszać, coś dodać z czegoś rezygnować. Najlepiej podczas zbierania testować smak, czy nam on podchodzi, czy jednak nie do końca. Kwiaty fiołków leśnych nadają fajny orzechowy posmak, natomiast szczawik jak to szczawik - kwaśny.

Łączenie składników:
Liście siekamy bądź rwiemy wg upodobań. Co twardsze zdecydowanie lepiej posiekać, co miększe można wrzucać jak leci. Niestety tu nie określę, po prostu trzeba samemu zadecydować. Kwiaty mniszka warto oddzielić od tej dupki, że tak to ujmę. Jest twarda, a wystarczą nam same płatki. Stokrotki i fiołki wrzucamy jak leci. Do połączenia składników możemy użyć wielu opcji: jogurt, śmietana, majonez, jakiś sos, czy olej - byle nie przytłaczało to smaku zieleniny, tylko połączyło to jako całość.

Sposób podania:
To zależy. Jeśli chcemy ją zjeść jako zwykłą sałatkę, można dodać do tego jajko, ser, kurczaka, tuńczyka, albo w wersji vege jakieś konkretniejsze warzywo (ogórek, papryka...). W sumie komponuje się to nieźle ze wszystkim, dlatego pole do manewru macie nieograniczone. No może do wódki bym tego nie podała. Chyba lepiej nie. Do obiadu jednak śmiało, jako zastępstwo popularnej mizerii, dla urozmaicenia i zaciekawienia, że to też można jeść, nie otruć się i do tego za darmo ;)

Zastanawiam się czy czegoś nie pominęłam. Wydaje mi się, że nie. W razie czego piszcie w komentarzach, to będę odpowiadać na dręczące Was pytania ;)

Na zdrowie!

Obraz może zawierać: roślina

piątek, 24 kwietnia 2020

Jesteśmy narodem brudasów




22 kwietnia mieliśmy Dzień Ziemi. W tym roku głośno mówi się o tym, że przyroda odżywa, wszystko odpoczywa i nasza planeta korzysta na tym czasie zarazy. Czyżby?
O tym jednak później...



Wiecie co? Długo się do tego wpisu zbierałam, tak myślę z miesiąc z hakiem. Jednak za każdym razem było "nieee, schylę się podniosę, zabiorę ze sobą". W końcu naszedł dzień wkurwu ostatecznego i czas na podsumowanie wiosennych porządków. 









Jak co roku w okresie wiosennym biorę się za sprzątanie śmieci, że tak powiem "koło płota" czyli pozbieranie tego, co może, przypadkiem pofrunęło z działki, ale głównie tego, co jednak zostawili nam inni wyrzucając śmieci gdzie popadnie, pod nogi, do rzeki, do rowu, no dosłownie brak słów i określiłabym to tak "ja przeszedłem, to mogę nasrać na środku ścieżki, co mnie obchodzi, że ktoś inny się na tym gównie poślizgnie", tak na swoich ścieżkach się nawet zwierzęta nie zachowują, no ale nie jesteśmy zwierzętami, jesteśmy ponoć od nich lepsi, ale mam ku temu poważne wątpliwości. 

Do sprzątania wokół działki podchodzę dość sumiennie, mieszkam w lesie, spaceruję z psami, spaceruję sama, spacerują obcy ludzie, najbliższe otoczenie powinno wyglądać dobrze, bo to w sumie taka wizytówka gospodarzy, przynajmniej takie mam wewnętrzne odczucia i wydaje mi się też, że tak mnie uczono, by śmieci nie wypierdalać gdzie popadnie, a zabierać ze sobą swoje i nawet cudze. W tym roku z powodu suszy okres na porządki bardzo się wydłuża, gdyż trawa, zarośla i inne  chaszczory mają duże opóźnienie z tym by zastartować i utrudnić tego rodzaju działania, bo nie oszukujmy się, jak już miejscami trawa urośnie wyżej pasa, to ciężko coś w tym cokolwiek odnaleźć. Dodatkowo kwarantanna sprawia, że jest sporo wolnego czasu na to by spacerować i jeździć rowerem po lasach i polach, zadupiach mniejszych bądź większych, generalnie jeździć i widzieć ten chlew, na który mam wrażenie nikt nie zwraca uwagi. 

Porządki w najbliższym otoczeniu zajęły mi dni kilka. Tak, nie żartuję i to skupiając się wyłącznie na terenie koło działki, ale za ogrodzeniem, gdzie walały się plastiki po chipsach, cukierkach, kolorowych napojach, czy alkoholu - to akurat wszystko nie nasze dzieło, gdyż takich rzeczy nie kupuje, a butelki po alko się szanuje i albo się zwraca, albo napełnia ponownie własnymi napojami. Za dzikie wysypiska, gdzie przez lata ludzie wynosili śmieci, do dolin, lisich nor, czy generalnie po prostu zrzucali z drogi głównej na brzeg do lasu nawet się nie biorę, bo brakłoby mi wlepek na worki z opadami, za które się płaci, a sorry jest to nie do ogarnięcia w pojedynkę i naprawdę zdziwić się można jakie rzeczy tam się walają. I w tym momencie proszę miastowych o uciszenie się, gdyż przez lata do tego chlewu się sumiennie dokładaliście, więc teraz proszę nie krzyczeć, że to wina wyłącznie  niedoedukoanych wieśniaków, bo takie zarzuty niejednokrotnie padają i jak jeszcze raz coś takiego usłyszę to po prostu jak wam tu w lesie i na wsi nie pasuje to instrukcja jest zawarta na obrazku poniżej. 



Zaraza i idąca za tym kwarantanna sprawiła, że ludzie masowo uderzyli na na wieś i do lasów. Nagle w każdym obudził się sportowiec, pasjonat dzikiej przyrody i pielgrzymek, które nasz naród tak bardzo kocha. Ludzie tłoczyli się na popularnych ścieżkach, ale można było też ich znaleźć na największych zadupiach, gdzie nawet okoliczni już nie zaglądają, bo nie ma za czym. Wraz z pielgrzymkami pojawiły się co? Zgadnijcie! Nosz ku*wa poziom zagadki rodem z lekcji z TVP. Odpowiedź brzmi: śmieci. A to szkło po browarku, tu małpka, dużo małpek, tu plastik, o kondomy, pampersy (naprawdę nie pojmuję, nawet spotykane latem przy szlaku w górach, gdzie zmiast puścić tego małego obsrańca z gołą dupą, gdzie widok byłby mniej gorszący niż walających się śmierdzących, osranych pampersów, to nie, idą twardo w zaparte, plastik na dupe i naprzód!)  bardzo popularne też śmieci z maka, tak zdecydowanie zestawy górowały, bo skoro nie można było zjeść na miejscu, to czemu by nie zjeść w lesie i wypierdolić gdzieś tego koło ścieżki, a później kawałek dalej połowę niej zasrać i ten osrany papier toaletowy rozwalić gdzie podpadnie. W sumie chwała temu, że papier mieli, bo akurat wjechać w to gówno rowerem to nie byłby mój szczyt marzeń.

No, ale dobra. Pojawił się zakaz wstępu do lasu. I wielkie buuuu, bo zakaz, to tamto sramto. Kto chciał to w lesie był i mam wrażenie, że spotkani wówczas ludzie wykazywali się jakąś większą świadomością na otaczający ich świat. Tym samym poznawało się bardziej odległe ścieżki w lesie, które w końcu się osuszyły, bo przez lata były nieprzejezdne dzięki ciągłej zrywce drewna. Tam człowiek odkrywa kolejne smutne widoki w postaci plastikowych butelek po paliwie, oleju i flaszek po wódce. No i wybaczcie, ale to już nie były pozostałości, ani po spacerowiczach, ani po ludziach którzy w lesie uprawiają sport. To, że przez lata się nikt tam nie zagłębiał, bo ciągłe zakazy i dźwięk piły i tak naprawdę nie wiadomo kiedy co na łeb spanie, tak teraz mocno uderza ten widok. Są lamenty, że susza, że zagrożenie pożarowe i już panujące pożary, ale co szanowne leśnictwa robią w tym temacie? Czy wydając pozwolenie na wycinkę nie idzie tam nikt spojrzeć jak to wygląda po? Czy nie stosownym byłoby opierdolić ekipę po zostawieniu takiego chlewu? Czy hajs się zgadza i już wyjebane? A później przyjdzie lato i będzie płacz, że się jara. A szkła jest tam tyle, że ma się od czego jarać. 


Mamy ponowny wstęp do lasu. Nie wiem czy dobrze to, czy źle. Niby dobrze, bo więcej ludzi, to większe szanse, że ktoś wypatrzy gdyby się coś działo, z drugiej strach, że przez jakiegoś debila coś się stanie i ucierpią na tym najmniej winne temu wszystkiemu - zwierzęta. Okupacja na skalę masową trwa, serio, to przerażające jak wiele osób nagle sobie przypomniało, że występuje las. Fajnie gdyby tylko jeszcze każdy potrafił się w nim zachować, ponadto korzystał z wyznaczonych parkingów, na których jest miejsca od zajebania, a nie zastawiał zajezdnie autobusową, czy dosłownie na tyle na ile możliwe wjeżdżał autem do lasu. Gdzie w tym momencie jest policja? Gdzie straż, która tak ochoczo jeździła i krzyczała komunikaty o panującej zarazie, o której każdy już słyszał? I dalej gdzie leśnicy? Czemu ktoś tego nie dopilnuje, nie opierdala, nie przegania i wstawia mandatów?

Wyjeżdżamy ponownie za las, jesteśmy w polach. Fajne drogi, ładne tereny. Tylko ku*wa te śmieci. Śmieci w rowie, za rowem, w krzaczorach, u bobrów i u dzików. Śmieci koło domów, tuż przy ogrodzeniu, przy chodniku. Serio boli mnie to, że ludzie posiadają jakąś znieczulicę na widok śmieci. Totalnie nie rozumiem jak można nie posprzątać dosłownie przy swoim ogrodzeniu, przy swojej działce, albo na swoim polu, gdzie ktoś wyjebał śmieci. Gdzie ci wszyscy krzyczący ekolodzy, gdzie ludzie tak mocno hejtujący kraje trzeciego świata, gdzie dzieciaki biegają po wysypiskach śmieci, czy o ich sposobie utylizacji odpadów poprzez spalanie, bądź wrzucanie ich do rzeki. U NAS JEST TO SAMO! To dotyczy całej Polski, naszej zjebanej mentalności. Skoro leży śmieć, a nie jest mój, to nie podniosę, bo nie jest mój, ale mogę dorzucić swój. Tak to właśnie wygląda. 




Gdyby choć co dziesiąty człowiek wybierający się za miasto korzystać z dobrodziejstw natury zebrał choć kilka śmieci, to myślę, że w przeciągu tygodnia mielibyśmy las taki jak być powinien. Las prawdziwy, czysty, naturalny. Jednak zamiast tego ludzie gubią jednorazowe rękawiczki i maski. O schyleniu się nawet po swoje nie ma mowy. 

Mówi się o tym, że przyroda teraz odżywa. Może tak jest w zamkniętych parkach. W lasach cisza, ciężko uświadczyć zwierzęta, czy nawet ich ślady. Jedynie dźwięk gryzienia gałązek przez bobry niesie się nocą nad rozlewiskiem...


Na koniec chciałabym zachęcić Was do tego, by obcując z naturą nie podążać wyłącznie z głową w chmurach, a czasem spojrzeć na to, co wala się nam pod nogami, schylić się i podnieść, zabrać ze sobą. W tym przypadku razem naprawdę możemy zdziałać wiele i niech ten czas zostanie wykorzystany dobrze, byśmy na koniec tego wszystkiego mieli poczucie, że zaraza zarazą, ale w tym dziwnym czasie udało się nam zrobić coś pożytecznego.  


piątek, 2 lutego 2018

O nie...

Przyznaję się, opuściłam się w pisaniu strasznie!
Było kilka przyczyn tego zjawiska:
1. Zapierdol.
2. Myśl usunięcia bloga i stworzenia strony.
3. Wyjazdy.
4. Spotkania
5. Zapierdol
... a to wszystko przeplatane masą nowych zdjęć i materiałów...
i to się tak zapętlało...
ale...
to właśnie jest tak...

www.facebook.com/kryzyswieku

Wchodząc dziś na statystyki, myślałam, że pewnie to już zdechło, nikt nie wchodził, po sprawie, przynajmniej dylemat związany z jego usunięciem i powstaniem strony został rozwiązany. Mimo braku publikacji, blog cały czas żyje. Doznałam szoku i takiego szpica motywacyjnego, że jednak teraz przejdziemy do reaktywacji właściwej :)
Na pewno musicie się spodziewać pewnych zmian, bo mój rozstrzał tematyczny jest za duży by to jakoś sensownie w tym miejscu ogarnąć. Pomysłów na rozwiązanie tego problemu jest kilka i zapewne wybiorę najtańszy (z wiadomych względów).
Facebooki tną zasięgi i mam wrażenie, że nawet nieaktualizowany blog ma się lepiej niż cały czas względnie regularnie prowadzona strona... no cóż.
W nazwijmy to - ostatnim czasie (ciężko mi określić zakres czasowy) dzieje się tak dużo, że nie ogarniam rzeczywistości. Urbex, góry, rajdy, spotkania w szkołach, międzyczasie cały czas ogarnianie budżetu na to wszystko, który cały czas jest niewystarczający. Masa historii, ciekawych ludzi i miejsc. Od 2 miesięcy próbuję to jakoś sensownie uporządkować z nadzieją, że wyjdzie z tego coś więcej niż blog, strona na fejsie, czy wystawa. Czas pokaże.
W każdym razie, jeśli tu jeszcze wchodzicie, to trzymajcie kciuki by jakoś to udało się ogarnąć, a wtedy wszyscy na tym skorzystamy :)
Przy okazji zapraszam wszystkich na najbliższe spotkanie 15 lutego w Nowej Kulturze (Rzeszów) o godzinie 18/19. Więcej info na pewno pojawi się wkrótce ;) Na pewno będzie urbexowo!