środa, 30 listopada 2016

MAŁE RZECZY

Bo wiesz...
są momenty w życiu kiedy cierpimy z przesytu dobrobytu, wszystko co dzieje się dookoła nas jest wielkie i wyniosłe, często obciążone wieloma trudami i wyrzeczeniami, zmianą trybu życia, czy też po prostu szczęściem, ale sprawia, że ten dobrobyt przytłumia małe rzeczy, proste gesty, których tak mało jest w codziennym życiu. Choć może właśnie nie jest ich mało, tylko przestaliśmy je dostrzegać. Kiedy dochodzimy do momentu, że niby żyje nam się dobrze, niby nie musimy się tam czymś w danym momencie przesadnie martwić następuje przełom i największą radość potrafi sprawić babka klozetowa na dworcu w kiblu zamiast automatu, który życzy sobie 2,50 zł w monetach nie mniejszych jak 50 gr.

Tak, brzmiało to już tak dobrze. Jak jakaś głębsza myśl, przemyślenie a skończyło się na generalnie gównianej sytuacji. Gównianej z dwóch przyczyn. Jedna jest myślę logiczna, o drugiej dowiesz się kilka linijek dalej.

Życie w ciągłym biegu - takie "udogodnienie" XXI w. Do czego ono się sprowadza? Nie mamy czasu dla siebie, dla rodziny, najbliższych, tych, których cenimy, oraz naszych przyjaciół. Nie mamy czasu na odpoczynek, oderwanie się, przemyślenia, czy naukę tego co lubimy, chcemy. Nasze życie w pewnym momencie zaczyna sprowadzać się do taniej siły roboczej (Czymże jest jakieś wynagrodzenie, za cenę życia? Czy można by rzec, że w dzisiejszych czasach Twoje życie jest warte tyle ile zarabiasz? Że możesz sobie pozwolić na cokolwiek po za rachunkami? ... ), która może później stworzy kolejne pary rąk i nóg do pracy w lepszym lub gorszym świecie, na lepszych lub gorszych warunkach. I raczej wybrałabym tą drugą opcję, bo teraz dzieciństwo jest tragiczne i można tylko współczuć kolejnym pokoleniom przychodzącym na ten świat. Od małego faszerowanymi proszkami, wpatrzonymi w monitory, od momentu zdatności do oddania w ręce żłobka, później przedszkola - targane każdego ranka przez rodziców w ręce obcych ludzi, aby mogli pracować. Katowanymi coraz bardziej ułomnymi systemami edukacji, które tworzą ameby, a nie istoty myślące, bo kto ich nauczy myśleć kiedy to rodzice pracują, dziadkowie też, bo przecież emerytur brak, a dziecko spędza dnie w jakiejś instytucji, gdzie nie może się poszwędać, zrobić "bazy" z kolegami, nabić sobie guza, rozwalić kolana czy tam innych rzeczy lub spaść z drzewa - nieeee o Boże! Do drzew nie można, bo tam kleszcze! Borelioza! Kleszcze to śmierć w czystej postaci!


I tak sobie żyję z dnia na dzień, znów bez pracy, by móc żyć, póki to jeszcze możliwe, korzystając z dobrodziejstwa Ministerstwa, które uznało, że w końcu po przeszło 22 latach mojej egzystencji, może dofinansować mój rozwój i przekazać mi co miesiąc mniej niż szczęściarzom łapiącym się w program 500+, które nawet nie wystarcza na pokrycie raty czesnego. Tyle wygrać!

Wracając do tej gównianej sytuacji, chyba znasz ten moment, kiedy wpadasz w ostatniej chwili na dworzec i widzisz 2 odjeżdżające busy, w tym jeden twój? No nie... ludzi na stanowisku brak, chaos jak to zwykle po weekendzie, gdzie człekokształtni się pozabijają byleby tylko wleźć do busa. Informacja podaje opóźnienie o 20 min, a zastępcze przyjadą na stanowisko 5, 6, chwile później okazuje się, że na 15 (wtf?! where? przecież tu nie ma stanowiska 15) i ta decyzja, w której stwierdzasz, że choćby się miało żebrać u ludzi o kasę na kibel to nie ma  czasu czekać.
Podjęcie próby, automat czy babka. Jednak istota ludzka. Kolejki jak za komuny za papierem toaletowym, jakieś laski kłócą się z babką, że one mogą do męskiego, byleby wejść już, bo nie wytrzyma. Ta nie wpuszcza, bo się faceci zawstydzą celując do pisuarów. W sumie zrozumiała decyzja, po co kobieta ma sobie dokładać roboty. Dziewczyna ogarnięta zwątpieniem odbiega. Patrzę na cennik 2 zeta. Nie dość, że nie automat, to jeszcze taniej. Bajka. W pośpiechu szukam kasy po kieszeniach, w portfelu nie było za bardzo co szukać, w kurtce znajduję metalową żabkę z grosikiem w pysku - no przecież jej go nie wyrwę.. Liczę wszystkie drobniaki w przewadze złociaki. "Yyyy czy bez 5 groszy mogę wejść?" - mówię sypiąc garść znalezisk na blat. Wpuszcza mnie bez problemów, a ja jestem w szoku tak bardzo, jak w momencie, kiedy młody facet przez uprzejmość otwiera mi drzwi. W kiblu słyszę informacje,  że opóźniony bus podjedzie zaraz na stanowisko 8, wychodzę jeszcze raz dziękując kobiecie za łaskawy gest i gonie na tą ósemkę. Jedzie, ale nie tu. Nie zatrzymuje sie, leci dalej a za nim stado ludzi, którzy napierają jak podczas walki o karpia w Lidlu, a jest o co walczyć, w końcu przewoźnik podstawia nam luksusowego busa zastępczego. Ostatecznie klasycznie staje na 14 a mi jakimś cudem - pchniętą przez tłum - udaje się wbić w pierwszej 10.

Chaos? Doprawdy? Teraz spójrz na swoje życie :)

Doszukujesz się morału? Proszę bardzo! Jak nie w tym poście to w kolejnym.
Kolejnym? Tak, kolejnym. Powiadam Ci - powracam!