środa, 27 kwietnia 2016

Sałatka z mniszka lekarskiego z tuńczykiem


Składniki:

  • mniszek lekarski - spora ilość 
  • papryka
  • ogórek
  • szczypiorek
  • tuńczyk z puszki
  • majonez domowy lub gotowy (opcja dla leniwych) 
  • pieprz
  • sól (himalajska)
    _____________________
  • chleb pełnoziarnisty 
  • olej kokosowy nierafinowany 




Liście mlecza i szczypiorek siekamy, paprykę i ogórka tniemy w kostkę i wrzucamy wszystko do jednej miski. Tuńczyka odcedzamy i dodajemy do reszty, łącząc składniki majonezem a następnie przyprawiając pieprzem. Jeśli ktoś ma za słodko wystarczy delikatnie posolić i gotowe. Do sałatki można podać chleb pełnoziarnisty z olejem kokosowym nierafinowanym, którego zapach idealnie skomponuje się z resztą składników, ale tańsza wersja czyli olej rafinowany też będzie bogaty w swoje właściwości, choć niestety nie posiada on takiego zapachu. 


Olej kokosowy to kolejny produkt z serii tych, który nadaje się do wszystkiego, zarówno do spożywania jak i kosmetyki. Ogrom jego właściwości, powinien chociaż zachęcić do spróbowania jego stosowania, gdyż działa antybakteryjnie i grzybobójczo, reguluje poziom cholesterolu, wspomaga odchudzanie, odżywia skórę, włosy i paznokcie, zawiera naturalny filtr słoneczny i może działać jako środek do demakijażu - tak więc, kto nie zna, testujemy, nie boimy się!

Inne przepisy:
  1. Sałatka z pokrzyw i mniszka lekarskiego
  2. Makaron z czosnkiem niedźwiedzim


wtorek, 26 kwietnia 2016

Krokusowe szaleństwo - czyli krótka opowieść o pewnej patologii


Zobaczyć krokusy w Tatrach - taki cel lekko ponad rok temu obrałam oglądając zdjęcia Doliny Chochołowskiej obsypanej krokusami w Internecie. Na wyjazd jak zwykle brakowało pieniędzy, brakowało ludzi, transportu, a chyba tak właściwie brakowało odwagi, bo inaczej to wszystko sobie wyobrażałam. Rzeczywistość okazała się całkowicie odmienna, zdecydowanie gorsza od tego jak o tym wszystkim myślałam. Nie znałam gór, nie znałam Tatr, nie orientowałam się w terenie w ogóle. Tatry zawsze kojarzyłam z wyższym stopniem zaawansowania, większymi trudnościami w terenie i jakoś tak naturalnie wydawało mi się, że o ile Krupówki są oblegane przez turystów, tak w górach jest jako taki spokój. Wiedziałam, że krokusy przyciągają tłumy, ale do cholery nie w tak skrajnej formie. 
Zgadałam się dość spontanicznie z Kasią, która jako jedyna była w stanie się szybko zmobilizować do wyjazdu we wcześniejszym terminie, by ominąć pielgrzymki turystów (hehe taa... ominąć... ). Na miejscu pojawiłyśmy się jeszcze przed świtem, aby na spokojnie dojść na miejsce. Mroźne powietrze sprawiało, że szło nam się bardzo przyjemnie i droga choć nudna minęła stosunkowo sprawnie. Polana była zamrożona, gdyż promienie słońca jeszcze na nią nie padały, więc krokusy jak we śnie czekały na ten moment w którym miały się przebudzić. Stojąc w miejscu doskwierało nam zimno, więc postanowiłyśmy się przejść gdzieś dalej, poznać okolice i korzystać ze spokoju, o jakim marzyłam w tym miejscu.


 Z każdą chwilą robiło się coraz cieplej, śnieg znikał w oczach i zamieniał się w breję. Stwierdziłyśmy, że to czas by wrócić na miejsce, by spokojnie rozminąć się z tłumem. I jakież było nasze zdziwienie widząc ten cały cyrk. Jako osoba, która chodzi głównie po Bieszczadach i to zimą , nocą, w niekoniecznie ciekawych warunkach - nie jestem przyzwyczajona do większej ilości ludzi na szlaku, a tam czekał nas widok prawie jak w Lidlu podczas polowania na karpie. Wydawało mi się, że jestem w stanie wiele pojąć i wiele zrozumieć - tylko czy ktoś mi wytłumaczy sens i logikę turlania się w krokusach, wbiegania na polanę, siadania dupą na tych nieszczęsnych kwiatach tylko po to by strzelić fotkę, którą będzie można się chwalić przed znajomymi? Brak szacunku do gór, do przyrody i ogólnie do innych ludzi którzy chcieliby zobaczyć te kwiaty w niezgniecionej przez czyjąś dupę formie, mnie przerastał. Wyzwaniem więc stało się wywalczenie miejscówki aby uwiecznić kwiaty bez człowieka w kadrze. GALERIA


Niewątpliwie było pięknie, ale nadeszła pora na ewakuację. Dorośli, dzieci, staruszki, psy, rowerzyści, narciarze i jeszcze na dobitkę nieszczęsne konie. Tragedia. Temperatury wzrosły, więc i droga stała się jednym wielkim lodowiskiem. Raz po raz ktoś się ratował łapiąc równowagę, a tu jeszcze co chwila jak nie pieseł na szmyczy to bez smyczy, to dziecko bawiące się w jazdę figurową, dziecko na rowerze, które nie bardzo wiedziało jak go opanować i na dobitkę konie gonione kłusem po lodzie - po prostu rewelacja. Nie wiem co za debil wyraził zgodę na to by w tym miejscu pojawiły się dorożki konne. Nie wiem co za debil nie zakazał im w tamtym dniu im ruchu, choć straż parku jeździła dość często. Konie umordowane, bo kursy robiły co chwila góra - dół. Ślizgały się i próbowały ratować się gwałtownie poganiane przez spasionych górali - a co jakby pod nogi zaplątało się dziecko? Sceny te przerażały (sprawa została zgłoszona), a widok tych parszywych gęb jadących dorożką obrzydzał całą drogę. Jak tak można?! Schodząc w dół droga dłużyła się niemiłosiernie. Ciągłe rozmijanie się z tłumami, manewry i ogromny żal koni, które mają tam tak przesrane życie. W dół schodziła nas zaledwie garstka, wszyscy gonili do góry, zobaczyć ten "cud natury". Szli i młodzi i starzy, ludzie zdrowi i chorzy, małe dzieci na wózkach i ludzie o kulach, nawet szedł ktoś z uszkodzoną nogą w ortezie wspierany przez swoich znajomych, była też osoba na wózku, zakonnice i bardzo miła babcia z wnuczkiem - oni nie korzystali z dorożek, tylko szli do góry o własnych siłach w warunkach niebezpiecznych i nieprzyjemnych. Kto więc wiózł dupę do góry - otóż chorego i starców tam nie widziałam, ludzie w kwiecie wieku, spasłe świnie, którym akurat ruch by się przydał a nie jeszcze wpierdzielali przez drogę i osoby, którym się od dobrobytu chyba już we łbach poprzewracało a próżnością biło od nich po oczach.
To skoro już się wyżyłam: powrotu w to miejsce na krokusy w życiu nie zamierzam. Jeśli już się tam kiedykolwiek raz jeszcze pojawię to będzie zimowa noc i kierunek okoliczne szczyty. Obecności swej tam nie żałuję, dobrze było się przekonać na własnej skórze a nie z relacji jak ten cyrk wygląda. Mimo wszystko jest to smutne. 

niedziela, 24 kwietnia 2016

Makaron z czosnkiem niedźwiedzim

Chyba mam w sobie coś ze zła, bo osobiście czosnku nie lubię. W kuchni staram się unikać, kiedy trafia się już w jedzeniu - przeżyć przeżyję, ale jako tako przyjemności nie odczuwam z jego spożywania. Jednak jest roślina w pewnym stopniu do czosnku podobna, której jestem wręcz fanką - czosnek niedźwiedzi. Jest idealny do sałatek, makaronów, zup, pasty, czy mięsa, jest również pod ochroną, ale nie stanowi większego kłopotu jego uprawa w ogródku, czy też można nawet podobno kupić go w niektórych sklepach, choć osobiście się tam z nim jeszcze nie spotkałam. Czosnek niedźwiedzi naprawdę trudno pomylić z inną rośliną, idąc czarnym szlakiem na Połoninę Wetlińską można zobaczyć całkiem spore jego skupisko. Niektórzy mylą go z konwalią majową, która jest trująca (!), ale wystarczy urwać liść by mieć 100% pewność z czym mamy do czynienia, gdyż zapach jest nie do pomylenia, nawet dla kogoś, kto ma z nim pierwszy raz styczność. Czosnek niedźwiedzi oczyszcza organizm z toksyn, działa korzystnie na odporność i jest przeciwpasożytniczy, swego rodzaju naturalny antybiotyk zawierający bardzo duże ilości siarki, który działa antynowotworowo.  

Makaron z czosnkiem niedźwiedzim 



Składniki: 
  • makaron
  • czosnek niedźwiedzi
  • mozzarella
  • pieprz
  • sól (himalajska) 
  • oregano świeże lub suszone
  • oliwa z oliwek 
Gotujemy makaron, międzyczasie na patelnię lejemy trochę oliwy z oliwek i wrzucamy posiekane liście czosnku niedźwiedziego i dusimy je aż zmiękną. Ugotowany makaron dajemy na patelnię do czosnku, przyprawiamy solą, pieprzem i oregano, a następnie potrzepujemy mozzarellą. Kiedy ser się stopi danie jest gotowe - ot cała filozofia! Proporcje na oko - w zależności ile mamy czego w lodówce, czas wykonania = czas gotowania makaronu (zależy jaki macie) + 5 min. Smacznego! 

sobota, 23 kwietnia 2016

Sałatka z pokrzyw i mniszka lekarskiego

Większość z nas nie docenia tego, co oferuje nam przyroda. Ludzie z zawziętością pozbywają się chemicznymi środkami chwastów, wylewają beton i asfalt gdzie się tylko da i układają wszędzie kostkę. Jedzenie kupuje się gotowe w sklepach, a przydomowe ogródki nawożone są w większości sztucznymi nawozami. Takie czasy, taka moda, a przecież można lepiej, taniej i zdrowiej. Kiedy tylko przyroda budzi się do życia po zimie, to czas by zacząć rozglądać się dookoła, wybrać się za miasto i nazbierać roślin, które są nie tylko jadalne, ale też niezwykle smaczne i zdrowe. W związku ze sporym zaciekawieniem innych osób jakim się spotkałam, będę publikować moje przepisy tu na blogu, by zachęcić do chociażby spróbowania czegoś zdrowszego niż gotowce ze sklepu. Zaznaczę tylko, że rośliny zbieramy z dala od dróg i terenów zanieczyszczonych, a zanim coś zjemy warto upewnić się, że to co zebraliśmy jest jadalne. 

Sałatka z pokrzyw i mniszka lekarskiego



Składniki:
  • młode pokrzywy
  • mniszek lekarski
    (przy zbieraniu pokrzyw oraz mniszka wybieramy jak najmłodsze liście, wówczas smak będzie łagodniejszy)
  • jogurt naturalny
  • szczypiorek
  • natka pietruszki
  • olej z pestek z dyni
  • żurawina
  • jajko
  • pomidor
  • kwiaty stokrotki i bluszczyku kurdybanku
  • sól (ja dałam himalajską)
  • pieprz
Liście pokrzywy i mniszka płuczemy, w razie gdy pokrzywa jest już starsza i parzy, warto przelać ją wrzątkiem wówczas można ją spożywać bez lęku, że ucierpi nasze podniebienie. Rośliny siekamy lub po prostu potraktujmy je jak sałatę. Odnośnie proporcji - według uznania najlepiej pół na pół albo z przewagą mlecza. Do miski z roślinami dodajemy jogurt naturalny tak aby je połączył oraz dosypujemy posiekany szczypiorek i przyprawiamy solą oraz pieprzem. Podajemy z ugotowanym jajkiem na twardo lub miękko - to bez znaczenia, pomidorem, którego polewamy olejem z pestek z dyni, dodajemy pietruszkę, żurawinę a na dekorację kwiaty, które oczywiście można śmiało zjeść. 

A teraz w ogromnym skrócie o składnikach:
  • pokrzywa - witaminy: A, B2, K, C, zawiera też magnez, żelazo, jod, wapń, jod, sole mineralne... i wiele innych;
  • mniszek lekarski - witaminy: B, A, C, ma również potas, magnez..., jest przeciwzapalny i przeciwwirusowy;
  • szczypiorek - witaminy: C, B1, B2. bogaty w składniki mineralne, ułatwia też trawienie;
  • natka pietruszki - witaminy: A, B, C, D, E, K, PP, kwas foliowy, żelazo, magnez, potas, ułatwia przyswajanie żelaza z produktów roślinnych i zwierzęcych; 
  • olej z pestek z dyni - witaminy: A, C, D, E, B1, B2, B6, kwasy omega 3, omega 6, selen, potas, cynk..., środek  przeciwpasożytniczy;
  • żurawina - witaminy: A, C, B1, B2, ma też jod, wapń, fosfor, zmniejsza występowanie wielu chorób, jak miażdżyca, obniża ryzyko zawału serca; 
  • pomidor - witaminy: C, K, PP, wit. z grupy B, zwiększa odporność, wpływa korzystnie na skórę i gojenie się ran; 
  • sól himalajska - zawiera aż 84 minerały ("wodór, lit, beryl, bor, węgiel, azot, tlen, fluor, sód, magnez, aluminium, krzem, fosfor, siarka, chlorek, wapno, skand, tytan, wanad, chrom, mangan, żelazo, kobalt, nikiel, miedź, cynk, gal, german, arsen, selen, brom, rubid, stront, itr, cyrkon, niob, molibden, ruten, pallad rod, srebro, kadm, ind, cyna, antymon, tellur, jod, cez, bar, lantan, cer, prazeodym, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb, lutet, hafn, tantal, wolfram, ren, osm, iryd, platyna, złoto, rtęć, tal, ołów, bizmut, polon, astat, frans, rad, aktyn, tor, protaktyn, uran, neptun i pluton" -  źródło: Naturalna medycyna), generalnie to można o niej naprawde dużo pisać, w porównaniu do tej dobrze znanej nam soli, która więcej szkody wyrządza aniżeli pożytku; 
Myślę, że na temat składników nie muszę pisać więcej, choć zrobiłam to i tak strasznie ogólnikowo, jednakże często nie zwracamy uwagi na to co jemy. Ta krótka wzmianka może da trochę do myślenia i zachęci do zagłębienia się w ten temat. Jak widać przepis na sałatkę jest banalny i chyba nie ma osoby, która by nie poradziła sobie z takim zadaniem, więc pozostaje mi tylko życzyć smacznego :)