niedziela, 29 listopada 2015

Ryzyko jest nieodłącznym elementem realizacji naszych marzeń - spotkanie autorskie w Slot Art Cafe w Rzeszowie


Nigdy nie sądziłam, że taka chwila w ogóle nastąpi. Nigdy nie sądziłam, że jeśli już nastąpi, to nastąpi tak szybko i niespodziewanie. Nigdy nie sądziłam, że skoro już nastąpi, to w ogóle się ktoś na tym wydarzeniu pojawi. Jednak rzeczywistość jak zwykle okazała się inna i tym razem mile mnie zaskoczyła.


Przez kilka ostatnich tygodni miałam dość ciężki czas. Masa zaległości, dodatkowo sprawy na uczelni i radio. Wszystko da się zrobić ograniczając sen, często do 2, 3 godzin na dobę. Z czasem można się nawet do tego jakoś przyzwyczaić, szczególnie gdy człowiek wie, że już niedługo zacznie robić coś nowego. Dlatego nie ukrywam dostając propozycję poprowadzenia własnego spotkania autorskiego byłam bardzo zaskoczona. Po pierwsze nigdy w życiu czegoś takiego nie robiłam, po drugie - kto na to przyjdzie, przecież ani nie jestem znana, ani nie osiągnęłam w życiu niczego szczególnego. Jednak zgodziłam się, chcąc sprawdzić siebie i zobaczyć jak radzę sobie w takich sytuacjach. Dni leciały, a ja cały czas sprawy spotkania odkładałam na ostatnią chwilę, dodatkowo wypadło mi jak na złość kilka innych rzeczy, które również były tego samego dnia, więc wiedziałam, że ze spania będą nici. Na noc przed zaczęłam szukać zdjęć, które mogłabym zaprezentować, choć początkowo wydawało mi się, że nie będzie to trudne, to z każdą chwilą odkopywałam co raz to nowe foldery z zapomnianymi zdjęciami, wykonanymi jakiś czas temu na innych wyprawach. Jak mogłam o nich zapomnieć?! Na obrabianie już nie było czasu, więc wybrałam te, które były już gotowe i mogły zainteresować zebranych, a w nagrodę poszłam przespać się 15 minut.


Rano uczelnia, spotkanie, później całe szczęście ratuje mnie transportem Ewelina, więc mogę przynajmniej coś zjeść w domu. Jeszcze raz w pośpiechu sprawdziłam zdjęcia i cóż, wypada jechać. Na miejscu panowała jak zwykle przyjazna atmosfera, niestety ja coraz bardziej odczuwałam brak snu. Zaczęłam obawiać się mojego spaczonego ostatnio humoru i tego jak przebiegnie prezentacja. Dodatkowo z każdą chwilą zbierało się coraz więcej osób, w głównej mierze znajomych, co mnie z jednej strony cieszyło, bo w razie kompromitacji to wszystko zostanie w rodzinie, a z drugiej wiedziałam, że jednak widząc obce twarze bardziej bym uważała, co ostatecznie dałoby zapewne lepsze efekty. Jednak nie ma zmiłuj, trzeba mówić tak, by chociaż połowa ludzi do końca została. W moim przypadku brak snu często powoduje bardzo zawiłe przemyślenia, które nie do końca wiem jak przekazać w zrozumiały sposób, jednak pilnując się w miarę, opowiadałam na spontanie o tym jak to się wszystko zaczęło i czym się zajmuję. I nie wiem czy to przez uprzejmość czy zainteresowanie, choć bardziej stawiam na to pierwsze wszyscy wytrwali do końca i chyba nawet nikt nie zasnął. Choć teraz kilka dni po, czuję się jak po moim pierwszym wywiadzie na który zostałam zaproszona. Czuję, że nie przekazałam do końca tego co chciałam, gdyż można było rozwinąć i poruszyć jeszcze parę ważnych kwestii, jednak jak na pierwszy raz nie było sensu zamęczać słuchaczy, którym i tak jestem niezwykle wdzięczna za przybycie.

Na koniec powtórzę to, co starałam się wyjaśnić pod koniec spotkania:
Żeby osiągnąć jakiś cel, trzeba swoje działania planować rozważnie. Wspinać się jak na szczyt, krok po kroku, powoli, ale zdecydowanie. Trzeba mieć cały czas na uwadze to, że nie da się niektórych rzeczy przeskoczyć. A nawet jeśli się uda, to szczęście niekoniecznie będzie trwało długo. Kiedy tak wspinamy się powoli i w trakcie podwinie nam się noga, to gdzieś się obsuniemy na poziom niżej, ale próbując coś przeskoczyć możemy spaść w przepaść, a upadek z dużej wysokości bywa bardzo bolesny, lub nawet kończy się tragicznie. Gdy tak idziemy sobie, realizując swoje cele odczuwamy satysfakcję, a satysfakcja daje motywację do dalszych działań. Tylko trzeba mieć na uwadze jedno: ryzyko jest nieodłącznym elementem realizacji naszych marzeń.

Na koniec chciałabym jeszcze raz bardzo podziękować wszystkim za to spotkanie. Ludziom ze Slot Rzeszów za danie takiej możliwości i pomoc w organizacji tego spotkania. Dziękuje Ewelinie za wożenie mi dupska i nie tylko. Dziękuje wszystkim, którzy jeździli ze mną, pomagali w poszukiwaniach, podawali lokalizacje - bez Was by mnie tam nie było! Dziękuje za to, że przyszliście i za miłe słowo. Teraz będzie tylko lepiej - musi! ;)


wtorek, 10 listopada 2015

Bukowe Berdo - lekcja pokory

Często odczuwamy potrzebę odpoczynku, oderwania się od rzeczywistości. Móc na moment odetchnąć od tego codziennego zgiełku, tego chaosu, który nas otacza. Chyba najlepszym miejscem do tego są góry. Jesień - idealna pora by udać się na Bukowe Berdo.


Tego dnia nawet zmiana czasu na zimowy nam zbytnio nie pomogła. Poranek był dla wszystkich stosunkowo ciężki, choć jak wiadomo dla jednych bardziej, natomiast dla drugich mniej. Jednak jak ciężko by nie było, myśl o tym, że znów wejdzie się na połoniny, poczuje ten klimat i ujrzy wspaniałe widoki, niezwykle motywuje.


Na miejsce udało się dotrzeć bezproblemowo, wyruszyliśmy jeszcze w czołówce, przed innymi, bez tłoku. Na początku tylko my i las. Pogoda była wspaniała: ciepło i słonecznie. Kolory wręcz zachwycały. Las zapowiadał wyjątkowo przyjazne warunki marszu. Jednak im bliżej otwartej przestrzeni, tym zaczęliśmy odczuwać to, że jednak tak łatwo tym razem nie będzie. Co to na nas, doświadczonych i wytrzymałych na skrajne warunki pogodowe piechurów! A tak na poważnie, przekonani, że nic gorszego jak zamieć śnieżna w styczniu nas nie spotka, szliśmy dalej ku górze. Niestety z każdym krokiem kończyło się słońce, ciepło i widoczność. I mogło by się wydawać, że w sumie już po wycieczce, bo co najlepsze zostało stracone, ale zabawa dopiero się zaczęła. Skoro już przejechaliśmy tyle kilometrów, by wejść na szczyt, znowu poczuć ten klimat, odpocząć, to w żadnym wypadku nie możemy w tym momencie zawrócić. Niezależnie od panujących warunków zawsze można dostrzec jakieś pozytywy i z nich korzystać. Nawet wbrew pozorom wiatr, który chce nas przewrócić może okazać się fajny, gdy poddajemy mu się niczym skoczek narciarski, bądź próbujemy złapać stabilną pozycję chcąc zrobić w miarę ostre zdjęcie, do którego nikt nie miałby zarzutów, że było robione po pijaku. Trudne zadania są najlepsze! Chyba coś już na ten temat kiedyś pisałam. W połowie drogi doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu się spinać i walczyć o to by dotrzeć na Tarnicę, gdyż ją możemy zaatakować w grudniu, czy też styczniu jak będą zaspy po pas i mniejsza ilość ludzi na szlakach. Nie widzieliśmy sensu iść dalej na siłę dla samego faktu zdobycia szczytów, bo skoro i tak nic nie było widać - to po co? Wymijanie się w bagnie z licznymi grupami turystów wcale nie jest przyjemne. Rzecz, która nas bardzo zaskoczyła, to to, że mimo tak paskudnej pogody ludzie pchali się dalej. Przygotowani bardziej lub też mniej, ale szli, mimo wiatru, który niósł ze sobą gęstą mgłę, która szybko osadzała się na ubraniach, zimna i właściwie braku widoczności. Często powtarza się, że Bieszczady są niepozorne, ale nie wolno ich lekceważyć, bo pogoda bywa nieprzewidywalna, a ludzie niestety to ignorują. Turyści myślą, że jesienią i zimą góry można obskoczyć w adidaskach, bluzie, ewentualnie jakąś lekką kurtkę na to - jak w lecie, ale tak nie jest! I to trzeba zaznaczyć! Nawet my będąc całkiem porządnie przygotowani, woleliśmy zawrócić i nikt z nas nie uznaje tego jako porażkę. Lepiej brnąć dalej w nieznane, w kiepskich warunkach, jeśli nie widać poprawy pogody, a wręcz jej pogorszenie, czy przejść mniej kilometrów, zrobić parę przyzwoitych ujęć i spokojnie wrócić na dół do samochodu, w którym jak się okazuje padł akumulator i co gorsza nikt nie jest tym faktem przejęty, bo i po co? Na dole ciepło i słonecznie, nie to co tam wyżej, aż chce się zostać!

Czytając ten krótki tekst zapewne zastanawiasz się skąd taka nagła zmiana nastawienia? Otóż grunt to umieć w odpowiedniej chwili odpuścić. Nie iść na ślepo w wymyślonym przez siebie kierunku, warto spojrzeć na to co podpowiada nam otoczenie i z tego korzystać. Olewając takie wskazówki sami sobie utrudniamy życie, bo bardzo często są one trafne a nadzieja bywa złudna. 

sobota, 7 listopada 2015

NOWE OBLICZE - Odcinek 1

W końcu zabrałam się za słuchowisko - potraktujcie to jako eksperyment. Zobaczymy co z tego wyniknie, będę bardzo wdzięczna za opinie! 

Lęk powoli przeradza się w całkowite oddanie. Poddaję się temu, co mnie tu sprowadziło. Nie bez przyczyny tu jestem. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Nawet śmierć ma zawsze jakiś konkretny powód. Tylko nie zawsze go zauważamy. Nie zawsze chcemy. Taka trochę próba okłamania naszego rozumu, że tego nie było. To nie nastąpiło. Czy też nie nastąpi. A tak naprawdę to jedyna pewna rzecz w naszym podłym życiu. Zaczynam odnosić wrażenie, że coś w oddali rozświetla ciemność. Mgła i mrok walczy ze światłem, nie chcąc go dopuścić do rozbłyśnięcia, pełnego istnienia...


INSTRUKCJA SŁUCHANIA:  usiądź, najlepiej w nocy w ciemnym pomieszczeniu, załóż słuchawki, bądź ustaw głośność na tyle, by otoczenie Cię nie rozpraszało, a teraz zamknij oczy i skup się  - zapraszam do mojego świata.