piątek, 27 stycznia 2017

OKRES U FACETA

Zmotywowana oceną 4,5 z projektu, którego myślałam, że nie napiszę - ba, pierwszy raz w życiu chciałam go kupić, bo uznałam, że nie podołam - postanowiłam znowu spróbować. Może nie w takiej formie jak dotychczas, może po części hejterskiej - ale warto zaznaczyć, że dobry hejt nie jest zły. O ile jest słuszny i w dobrej sprawie, to warto zwracać uwagę, na przejawy debilzmu, z którymi borykamy się na co dzień.

Nie ma urbexu?
Nie ma motoryzacji?
Spokój!
Na wszystko przyjdzie czas. Aktualnie tego czasu nie ma. A m.in. dlaczego możecie zobaczyć poniżej.

Okres. Okres to okres. Trudna sprawa i tego generalnie wyjaśniać nie trzeba. Kobiety wiedzą, faceci mający kobiety wiedzą jeszcze lepiej. Bywamy trudne. W ogólnym postrzeganiu lepiej byśmy były trudne niż łatwe. Kto ma silną wolę wytrwa, a kto jest słaby to polegnie. Ot taka naturalna selekcja.

Sesja to czas trudny i wymagający dla każdego studenta. Jedni mają łatwiej, drudzy trudniej. Ona nie ma litości dla nikogo. To w sumie fajna sprawa. Potrafi prawdziwie jednoczyć nawet najgorszych wrogów w celu pozyskania informacji dotyczących zaliczenia, czy odpowiednich notatek, materiałów, czy czegokolwiek co dałoby generalnie uzyskać ocenę dostateczną, która będzie dostateczna i wystarczająca do tego by na moment stać się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Przez te 3 lata mojej edukacji wyższej, jaka by ona nie była, czy to ze względu na prowadzących czy moje zaangażowanie wynikające ze wspaniałości oferowanych nam przedmiotów, zawsze na koniec podczas koniecznego i niezbędnego zaliczenia czułam się jak człowiek. Raz może jak powietrze, ale generalnie jak człowiek. Tak wiecie, po ludzku. Nawet jak się nie umiało, to wykładowca zawsze dyplomatycznie przekładał słowa "weź kurwa wyjdź i wróć jak się nauczysz", ale ostatecznie w najgorszym wypadku kończyło się drugim terminem, który był  do zdania o ile człowiek zaczął angażować więcej szarych komórek do przetworzenia poleceń i złożenia sensownej treści. Pomijam kwestię włożonego czasu w przyswojenie jakiejśtam części materiału z reguły metodą prawdopodobieństwa, bo przecież nie startuję do stypendium ministra - wyścig szczurów zacznie się po studiach, więc trochę więcej czasu dla rozwijania swoich pasji, które jeszcze dają nadzieję bytu w przyszłości, nie zaszkodzi.

Zachciało mi się magisterki. Generalnie liczyłam na wyższy lvl, ale taki powiedzmy, że człowiek naprawdę poczuje, że to ma sens i zapragnie więcej!
I co?
I *****....
Jeszcze będąc na licencjacie miałam nadzieję, teraz ją zatraciłam jak i wiarę w polskie szkolnictwo wyższe, w nasz kraj, w jego poprawę, w szansę na normalną pracę i w ogóle wszystko.

I tak siedząc teraz w nocy, odgryzając łeb mikołajowi z czekolady, kupionemu przed świętami, zaginionego i odnalezionego przed momentem w pudełku z bielizną,  zastanawiam się czy to ma jeszcze sens. Ta nierówna gra, która nie powinna mieć miejsca. Jestem porażką pedagogiczną jak i wiele innych osób. Czy to mówi o tym, że jesteśmy debilami? Czy to powód dla triumfu prowadzącego?
Czy raczej bodziec do zastanowienia - dlaczego tak jest?

Każdy ma inny sposób na podbudowanie swojego ego.
Tylko czy robienie tego kosztem innych można uznać za moralne?
Chyba nie do końca...

Okres prędzej lub później mija. Oby minął na warunek.