Pieniądze to nie wszystko, mówiłam jeszcze lekko ponad rok temu jednej osobie w
drodze w Bieszczady, wtedy jeszcze nie wiedziałam jak skrajnie przez te
kilkanaście miesięcy zmieni się mój światopogląd. Do życia wystarczały mi
grosze, większe lub mniejsze ale z perspektywy czasu zauważam, że były to
grosze. Niewielkie sumy za które można było kupić coś sobie, moim zwierzakom a
czasem nawet pojechać na wycieczkę. Byłam przekonana, że
jestem szczęśliwa i tak żyje mi się dobrze. Żyło mi się dobrze do tego momentu,
gdy nie zaznałam innego życia, nie poczułam, że mogę się rozwijać, pojechać
dalej, poznać więcej. Niedosyt doczesnego życia zaczął mnie zżerać, nudziłam
się, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Znajomi prowadzili życie, które totalnie
mnie nie interesowało i po dziś dzień nie interesuje. Nie czuje potrzeby
wychodzenia na imprezy, tworzenia związków, zakładania rodziny. Potrzebowałam
czegoś co dałoby mi wolność, pewnej niezależności, tego, że idę tam gdzie mnie
nogi poniosą, zobaczę to czego nie zobaczą inni, co chce zobaczyć, chce
poznawać świat, moje tereny, które są piękne, dzikie i nieznane. Zaskutkowało
to tym, że coraz więcej starałam się jeździć w różne opuszczone miejsca,
obiekty militarne, dokumentowałam to co widziałam starą cyfrówką i po każdym
wyjeździe czułam coraz większy niedosyt – potrzebny mi lepszy aparat, coś czym
mogę robić dobre zdjęcia, ale i jednocześnie nagrywać fajnej jakości filmy.
Tania zabawka to nie jest, potrzebne stały się więc pieniądze. Długo czekać nie
musiałam, bo z pomocą przyszli rodzice – chwała im za to. Dobrze, a więc mam
aparat. Fajnie i w ogóle. Jeżdżę i dokumentuje to co widzę, to co zaraz może
zniknąć, lub zmienić swoją postać. Przy okazji uczę się historii, tej o której
nie miałam pojęcia i odczuwam, coraz większy smutek, że tak późno się tym
zainteresowałam. Zaczęłam też pojawiać się coraz częściej na imprezach motoryzacyjnych,
a na nich jak to bywa szczególnie przy dużych prędkościach, ustrzelenie dobrego
momentu nie jest łatwe. Z każdym wyjazdem pojawiało się coraz więcej
materiałów, czegoś co trzeba obrobić, pomontować i generalnie ogarnąć. Stary
komputer zaczął coraz częściej się buntować, dlatego też zadecydowałam, że pora
kupić nowy, tylko, że tym razem z góry sobie założyłam, że poradzę sobie sama.
Studentka dziennych… taka sytuacja. Znajdź tu człowieku prace za stawkę, która
pozwoli w maksymalnie miesiąc zdobyć odpowiednie środki na ten cel. Rozejrzałam
się więc po pokoju, co my tu mamy zbędnego. No w sumie trochę ubrań, figurek… O!
Meble! I tak właśnie zaczęło się moje życie uporządkowane w kartony. Nie
ukrywam, początkowo było ciężko, teraz po blisko pięciu miesiącach stwierdzam, że
można tak nawet normalnie funkcjonować, szczególnie jeśli człowiek pozbędzie
się wszystkich zbędnych rzeczy. I w sumie nie jest mi smutno, ani nie żałuje.
Ważne że komp jest i aparat i rower który czeka. No właśnie czeka, stoi i się
na mnie patrzy, i marzy o tym by w końcu wyrwać się z tego pokoju, wpaść w lesie
do jakiegoś bagna. Jednakże nie wpadnie, dopóki nie będzie sprawny. Czatowanie
na promocje, dwie części upolowane brakuje jeszcze dwóch. Kiedy będą czas pokaże,
póki co rower tylko cieszy oko i smuci dusze – nic po za tym, bo międzyczasie
pojawiła się kolejna rzecz na którą potrzebne były pieniądze. Jak na studentkę
prywatnej uczelni (tak, kto „bogatemu” zabroni) płacącej prawie pół tysiaka miesięcznie za naukę, nie mogę sobie pozwolić na olewanie zajęć, ale i nie mogę
porzucić pasji i wymierzonych sobie celów. Normalna praca więc odpada, choć tu
jeszcze można by rozwinąć pojęcie normalnej pracy, ale to następny razem. Ze
wsparciem przyszła kolejna osoba, której ja się do końca życia nie będę w
stanie odwdzięczyć. Sytuacja została
wstępnie opanowana, tylko kac moralny męczy. Dziwne to uczucie robić tyle
rzeczy, udzielać się w wielu „dziełach” nie mieć z tego nic, lub dostawać ostatnie ochłapy tylko wtedy, gdy zacznie się już żebrać o te grosze, które
powinny być rzucone biednym studentom wręcz lekką ręką.
A macie, żebyście chociaż na flaszkę miesięcznie mieli! Pff marzyć się zachciało.
A macie, żebyście chociaż na flaszkę miesięcznie mieli! Pff marzyć się zachciało.
Pieniądze to wszystko co mamy. Bez nich w dzisiejszych czasach można egzystować
z dnia na dzień bez większej szansy rozwoju. Nie ma w tym kraju nic za darmo.
Za darmo to chcieliby tylko pracodawcy by pracownicy u nich dymali, a najlepiej
gdyby do biznesu dokładali. Mówi się o za niskich stawkach - tak jest, owszem,
jednakże jak mają nie być niskie, lub niższe jak zawsze znajdzie się ktoś, kto nie
ma godności i będzie niewolnikiem w Wolnej Polsce. Rozumiem, że może zmusić do tego sytuacja
życiowa, ale studenci, ja Was proszę! Można coś kochać, może to być naszą pasją do której z reguły trzeba dokładać, ale nie może dochodzić do sytuacji, że jesteśmy przez to wykorzystywani
i chcą nas zniewolić. Trzeba
walczyć i choć na początku na pewno nie będzie lekko to jeszcze nie mając
zobowiązań typu rodzina, dzieci warto zaryzykować!
Wszystko ma swój początek i swój koniec. Czuje, że kolejny etap się kończy,
przegrywam z systemem, w sumie świadomie się poddaję, bo szkoda sił na tą walkę,
ale jestem bogatsza o nowe doświadczenia, które pomogą mi w realizacji, czegoś lepszego.
Sztuką w tym kraju nie jest nawet fakt realizacji swoich marzeń, sztuką jest tu
przeżyć swoje życie godnie! Wierze, że jest to możliwe. Ucieczka nie jest rozwiązaniem. Skoro
się tu urodziłam, to będę tu walczyć!
Jeśli ktoś w tym momencie myśli, że staram się udowodnić, że jednak pieniądze są najważniejsze to może ta piosenka nieco rozjaśni, o co mi chodziło. Pieniądze znacznie ułatwiają wiele rzeczy, jednak bez nich jesteśmy bardziej otwarci na nowe kontakty, dzięki czemu bardzo często poznajemy świetnych ludzi i okazuje się, że do załatwienia wielu rzeczy pieniądze stają się zbędne, a nawet przeszkadzają. Nie można wszystkiego zmaterializować. Jednak są pasje, przy których niedostatek pieniędzy znaczy tylko tyle co "pożegnaj się z tym, co kochasz", takie mamy czasy i choćbyśmy chcieli, nie zawsze jesteśmy w stanie ten element pominąć. Grunt to robić wszystko z głową, by później nie żałować i za te kilka lat móc spojrzeć śmiało w lustro i powiedzieć - tak, było warto!
Doskonale znam Twój problem :( I życzę powodzenia :*!
OdpowiedzUsuń