Drugie podejście aby dostać się do opuszczonej rządcówki, nie mogę zaliczyć do udanych. Mimo początkowych obaw o cały plan, jeśli takowy kiedykolwiek istniał, wszystko można powiedzieć zakończyło się sukcesem. Nic mnie nie przywaliło, a policja i straż, ani nawet okoliczni mieszkańcy nie zainteresowali się dwoma dziewczynami plączącymi się przy rozwalającym się budynku. Choć miałam duże opory by wejść do piwnic, zmusiłam się, bo wiedziałam, że nie da mi to żyć i prędzej lub później muszę się przekonać jak to wygląda. Już na początku było czuć duży chłód mimo iż na zewnątrz upałów nie było, wręcz zimno bym powiedziała. Masa śmieci, gruzu, i szkła – już chyba to powinno zniechęcać człowieka by iść dalej. Zeszłam nieco niżej. Buty zaczęły mi wchodzić w ziemię. Widzę laleczkę i stare gliniane naczynia. Mokro, bardzo mokro i nieprzyjemnie zimno, ale co zrobić trzeba iść dalej. Szybko przeszłam do drugiego pomieszczenia. Hmm… szybko, źle to ujęłam. Wolno, ale szybko w miarę możliwości, by się tam nie potknąć i nabić na potłuczone szkło. Mimo chustki na twarzy czuję straszny odór. Z powodu dużej wilgotności źle się oddycha, jeszcze ten zapach padliny. Latarka powoli wymięka, dobrze, że w kieszeni jest druga. Słabe światło dociera do środka gdzie leży duży czarny wór, przyłożony w kilku miejscach cegłówkami. Lata dużo much. Za dużo. Powoli robi mi się niedobrze. Uświadamiam sobie, że wcale nie jestem taka odważna jak mi się wydawało. Nie podniosę tego worka, nie sprawdzę co jest pod spodem. Nie chce. Chyba. Widzę, że kawałek dalej jest przebite wejście do kolejnych pomieszczeń. Latarka pada. Szlag. Wyciągam drugą, która również nie daje zadowalającego światła. Ten cholerny mrok! I cisza w której tak drażniące staje się brzęczenie much. Czuję wibracje na nodze. Telefon! Czyżby przyszła policja i Ewelina dzwoniła mnie uprzedzić… nie ona nie ma kasy. Aśka? Nic nie rozumiem. Zauważam kość. I drugą. Szybko kończę rozmowę i po chwili uświadamiam sobie jak miło było usłyszeć ludzki głos, a po drugie był tam zasięg – jak mnie przywali, to mnie znajdą. Miłe. W skupieniu zaczynam oględziny fragmentów kości. Zwierzęce czy ludzkie? Stare, pożółknięte, kruszące się. Nagle słyszę głos Eweliny i zapominam, że strop jest tak nisko. Na szczęście łeb cały, ale z trudem wychodzę na zewnątrz.
Czy warto było? Nie potrafię powiedzieć. Po wyjściu zauważalne było u mnie pewnie otępienie, nie wiem czy spowodowane tym odorem i mrokiem, czy raczej zawodem, że nie udało mi się znaleźć wejścia na górę. Brak odwagi, lub przejaw zdrowego rozsądku, który czasem mi się zdarza spowodował, że obiekt ten dalej jest na liście „do sprawdzenia”, ale może lepiej rozwalić drzwi lub okno i nawet zaryzykować spotkanie z policją niż ponownie wchodzić do piwnic? Nie wiem. Póki co, to mi wystarczy. Chwila przerwy, ale wrócę tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz