czwartek, 25 września 2014

Przereklamowany Kraków?

Kraków... był tam praktycznie każdy, czy to podczas szkolnej wycieczki, czy też samemu, chcąc zobaczyć to pięknie wypromowane miasto, ale czy naprawdę warto? Czy Kraków wciąż zasługuje na miano jednego z najpiękniejszych polskich miast?

Wyjazd nie był planowany, czyli to co lubię najbardziej, totalny spontan, wiele optymizmu, zero przygotowania z mojej strony, bo i po co przecież to Kraków, tak wiele się o nim mówi, że chyba znam go na pamięć... ale chyba nie do końca.

Zbliżając się do miasta patrzyłam na krajobraz, który już znałam, szary, brudny, ponury i nieciekawy. Lubię takie klimaty, bo oczywiście fajnie jest pojechać do jakiejś opuszczonej fabryki i to daje odpowiedni nastrój, jednakże nie potrafię zrozumieć jak można żyć w takim środowisku. Dzień w dzień oglądając te same nudne zabudowania, podążając tym samym brudnym chodnikiem przy poszarzałych ścianach budynków. W centrum miasta, dało się zauważyć więcej barw, aczkolwiek wciąż szaro, a z tej szarości wynurzał się "Szkieletor"- chyba jeden z najciekawszych i najbardziej tajemniczych obiektów Krakowa. Jeśli szukamy miejsc niebanalnych i takich w których nie każdy już był można zajrzeć na Cmentarz Rakowicki, gdzie obok zobaczymy obrotową wystawę trumien, brakuje tam tylko jakiegoś plakatu z cycatą modelką i podpisem "A TY jaką wybierasz?", po drodze warto zahaczyć o Restauracje Zbrojownia - teren wojskowy, pilnuje ochroniarz i spasiony doberman, który przyjdzie tylko obwąchać człowieka, można tam sobie trochę połazić po terenie i pooglądać. Będąc na tej Rakowickiej i mając taką fantazję można też zahaczyć o koszary im. Księcia Leopolda Salwatora, ale nie warto (teren bezdomnych). A teraz już przechodzimy na rynek, bo czas ucieka.

Rynek. Z czym kojarzy ci się krakowski rynek?
Z plagą obsrańców (czyt. gołębi), dorożkami i smrodem od koni (nie mam nic do koni, wręcz bardzo je lubię, ale to, że one tam stoją, leją i od czasu do czasu ktoś się przejedzie - no straszna atrakcja) i meleksami wożącymi turystów po najładniejszych częściach Krakowa, które faktycznie wyglądają na piękne, zadbane i bezpieczne.
A o muzeach, zamku itd... pisać nie będę, bo o tym pisze i zachwyca się praktycznie każdy.

Często czytamy czy słyszymy o tym, że Kraków to miasto rowerzystów. Owszem może i mają fajnie wydzielone pasy jezdni, ale kurcze, gdzie ci rowerzyści? Za cały dzień spędzony w Krakowie, rowerzystów widziałam tylu co w Rzeszowie bym spotkała za dwie godziny, a może jakby dobrze poszło i godzinę, więc z  tego co dzieje się w stolicy Podkarpacia powinniśmy być dumni!

Wieża Artyleryjska 31 św. Benedykt - a więc wychodzimy z bezpiecznego i przyjaznego dla turystów centrum miasta i udajemy się w krainę rumunów i nożowników. Dobra trochę przesadzam, nożownika w dzień nie spotkałam, ale w nocy pewnie tam różne rzeczy się dzieją, za to rumunów - siedzących i żebrzących, dziadów leniwych, pasożytów, którym nie chce się uczciwie zarabiać było tam trochę. Idąc z aparatem, byłam wręcz obserwowana, przez co - choć był środek dnia - nie mogę powiedzieć, że czułam się bezpiecznie. Fort sam w sobie duży, ciekawy, ale zamknięty, więc tylko tyle mogę na ten temat napisać. Obok znajduje się chyba dawna piwnica, do której schodzi się w głąb po schodkach. Choć widząc tunel miałam nadzieję, że jednak nie skończy się tylko na oglądaniu fortu od zewnątrz i wnętrze być może z jakimś dłuższym korytarzem mnie mile zaskoczy, ale jedynie co, to po raz kolejny zwątpiłam w ludzkość, bezmózgie istoty stąpające po ziemi urządziły tam sobie toaletę i wręcz jedyne co mi wtedy przyszło na myśl to: ja pierdolę, wstyd i porażka. Z fortu można kawałek dalej wyjść na wzgórze i pooglądać panoramę Krakowa i okolic. Cóż hmm, może i zieleni tam nie brakuje, jednak mimo to obraz jest dołujący: poszarzałe niebo, dym, kominy i budynki. Jedak pobliski park pozwolił mi przenieść się do innego, lepszego świata. Drzewa, skały, oswojone wiewiórki (!), ludzie z dziećmi i psami, uśmiechnięci i radośni, oraz dwie starsze babcie z którymi rozmowa podniosła mnie na duchu i wręcz naładowała padające już baterie.


Zbliża się wieczór, czas ucieka. Jeszcze tylko Rajd Polski Historyczny, o którym dowiaduję się przypadkiem. I rynek staje się piękniejszy, choć zapach i obsrańce pozostały to samochody i pasjonaci motoryzacji sprawiają, że klimat jest wyjątkowy. Masa ludzi, niekończąca się próba zrobienia dobrych zdjęć, lub choć takich by ktoś nie wlazł w kadr. Mimo wielu narodowości i można by pomyśleć barier językowych, uśmiechem można było załatwić więcej niż słowami, ale i z dogadaniem się nie było większych problemów, bo jeśli się chce, to nawet jak sie nie umie, to sie potrafi. Dzięki czemu będe mile wspominać francuskie małżeństwo, Włochów! (w szczególności jednego który nie dawał mi spokoju) - tego że mimo wieku potrafią się świetnie bawić i czerpać radość z chwili, co bardzo trudno zaobserwować u naszych rodaków po pięćdziesiątce i grupy Hiszpanów, z których jeszcze długo będe śmiała i wielu innych z którymi wtedy wymieniliśmy uśmiechy, czy pomagaliśmy sobie nawzajem podczas robienia zdjęć.


Chyba wychowywanie się na Podkarpaciu, w miejscu otoczonym z każdej strony przez lasy sprawiło, że nie potrafiłabym żyć w dużym mieście za żadne pieniądze. Miasto może i daje możliwości, ale i ogranicza. Zieleń drzew i prawdziwy błękit nieba a nocą błyszczące na nim gwiazdy - tego mi do życia trzeba, bo nie ma większej wartości od wolności.

Czy Kraków jest przereklamowany? Według mnie owszem. I jeśli ktoś liczy na to, że Twierdza Kraków, go zachwyci, to się zawiedzie. Dlatego też jeśli miałabym wybrać między Krakowem a Przemyślem, to bez wahania wybiorę Przemyśl i tamtejsze fortyfikacje, które warto odwiedzić.

Rzeszów nocą wita przybyłych czystym, chłodnym powietrzem, ciszą i spokojem. Tak jesteśmy w domu.




2 komentarze:

  1. Byłem w Krakowie 2 razy rowerem i rowerzystów zawsze było dużo. Znacznie więcej niż w Rzeszowie. Może po prostu byłaś w niewłaściwym miejscu.
    Miasto jest fajne, ale też trzeba wiedzieć gdzie jechać. Są przecież osiedla oddalone od centrum, gdzie panuje spokój.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się Kraków podoba ale do życia na co dzień wolę Rzeszów (albo lepiej - jakąś wiochę w Bieszczadach ;)). Co najmniej jednej rzeczy bardzo zazdroszczę Krakowowi - olbrzymiej ilości świetnych knajp.

    OdpowiedzUsuń