piątek, 19 czerwca 2015

Pokonać siebie...

Nie, ja nie biegnę. Popatrz na nich. Widzisz te łydy? Oni nas zmiażdżą, zdechniemy jak muchy. Jeszcze zdjęcia robią - to dopiero będzie kompromitacja!
Tak właśnie próbowałam się wymigać od tego co zaplanowałam, gdy pojawiłam się na miejscu i zobaczyłam innych uczestników. Plan wydawał się prosty: Test Coopera w Rzeszowie - właściwie jest na miejscu, raczej nie mam lepszych planów, to można by w końcu wystartować, sprawdzić siebie... ale może zacznę od początku.

Moja przygoda z bieganiem tak naprawdę chyba się jeszcze nie zaczęła. Biegam wtedy gdy muszę, czyli przed autobusem lub za nim. Czasami też zdarza się biec uciekając przed dzikiem. Biegnę też wówczas, gdy pies mnie drze na smyczy, lub muszę się szybko ewakuować, tym samym ratując swoje życie. Zawsze uważałam, że nie jestem stworzona do biegania, zdecydowanie wybieram rower, wędrówki, lub jak mam okazję jazdę konną. Jednakże w ostatnim czasie prowadzę tak zasiedziały tryb życia, że aż zaczęłam się obawiać, że nabawię się płaskodupia. Wypadałoby się chyba wziąć za siebie, a przynajmniej sprawdzić na jakim poziomie jest obecna kondycja. Pff chyba "kondycja", bo żeby o niej mówić, trzeba ją mieć a nie tylko o niej marzyć...

Jak zwykle rzuciłam pomysł i udało się namówić koleżankę, która tego pamiętnego dnia 17 maja mnie zgarnęła z domu i zmusiła do startu za co bardzo dziękuje! Poszłyśmy więc się zapisać, odebrać numery startowe i się coś rozgrzać. Nasz start został nieco przyspieszony ze względu na nagłe pogorszenie się pogody i nadciągający deszcz, który zaczął padać dosłownie tuż po tym, gdy ruszyliśmy. Jak dla kogoś kto nie biega, porywisty wiatr i deszcz był w sumie dodatkowym utrudnieniem, jednak w momencie kiedy zauważyłam, że wcale mnie tak ludzie nie wyprzedzają jak myślałam, a nawet mi udaje się kogoś wyprzedzić sprawiło, że miałam więcej chęci do biegu. Starałam się nie narzucać zbytnio tempa po to, by biec cały czas, tym bardziej, że nie znałam swoich możliwości. Czas zleciał momentalnie, nawet nie wiadomo kiedy i pozostał ogromny niedosyt, że mogłam więcej, szybciej, no ale... pierwszy start - tak to usprawiedliwiam. Wynik jest pozytywny, nie będę pisać jaki, bo nie jestem z niego dumna, ale jestem dumna z siebie, że pobiegłam! Mimo tego, że start był całkowicie bezpłatny każdy miał dostęp do wody, wyników, oraz dodatkowo otrzymałam fajną koszulkę i pamiątkowy dyplom, więc zaciesz był przeogromny. Na pewno wystartuję w kolejnej edycji, by pobić obecny wynik a wtedy na pewno zrobię porównanie i będziecie mogli o tym przeczytać, może akurat to kogoś zachęci do ruszenia dupska, bo to wszystko tak strasznie tylko wygląda, a w rzeczywistości nie jest tak trudno. 

Na koniec chciałabym podziękować Ewelinie, że pojechała wtedy ze mną i prawie mi szpica usadziła żebym pobiegła ;)

Powiadam Wam... to dopiero początek! 





1 komentarz: